piątek, 5 lipca 2013

Space Camp - Day 5

Ciekawa rozmowa odbyła się pomiędzy nami reporterami o walorach witaminy E  w związku z odpornością na ataki komarów. Padła teoria, że witamina ta – obecna nie wiadomo gdzie – odstrasza jakoś komary. I tyle…
Kolacje bywają pyszne. Reporter Bartek nazwał to co wydarzyło nam się w jadłodajni ‘owocem drzewa pizza’. Harmonia i szczęście panowało, a moc fruwała w powietrzu.
Może to i przez wyzwania i testy jakim poddano dziś młodych padawanów (w celu uzyskania świadomości własnych mocy psycho-fizycznych). Goniono kandydatów na Jedi po linach nad kwasem siarkowym zwisających, skakać musieli przez pierścienie ognia i wody, strzelać na oślep i wyczucie do nękającego nas wroga łapiącego za plecy. Padawani musieli także wyczuć moc i przelać wodę z jednego kubka do drugiego nad głowami, oraz (he he…) przejść przez labirynt pełen obrzydliwych i krępujących przeszkód, a oczy zamknięte chustą, zmysł wzroku zakneblowany ale pozostałe sześć-siedem zmysłów szeroko otwarte dzięki mocy i pomocy mistrza.
Prawdziwy Jedi nie narzeka bowiem, nawet kiedy dostanie słodkie pierogi z rodzynkami, zamiast obiecanych i napisanych w jadłospisie ruskich z boczkiem, on wtedy tylko ZJADA…to co mu los da.
Cała galaktyka po angielsku mówi, więc uczyć się trzeba było tego języka w epoce przed-pierogowej, znaną jeszcze jako przedpołudnie, co nie każdemu padawanowi z lekkością przyszło. Filozoficznie rzecz ujmując - piosenki się same nie wyśpiewają…czasowniki same z siebie nie znajdą swojego drugiego oblicza (o trzecim nawet nie mówiąc), a przymiotniki uciekają w czasoprzestrzeń.
I w tym natłoku wspomnień i doświadczeń kto by przypomniał sobie dalekie czasy śniadania lub rozgrzewkę, która jakby w innym życiu była…jak sen we śnie…cytując poetę.

Kilka foteczek:


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz