środa, 3 lipca 2013

Space Camp - Day 2

         Poranek był niezbyt dospany. Dziewczyny jak zwykle miały aerobik lecz rozgrzewka chłopaków, zwykle przypominająca klub ‘krew, pot i łzy’ (prowadzona przez pana Mateusza) dziś była niepokojąco spokojna. Na śniadanie były dwa typy płatków – czekoladowe (które jak zwykle wyszły szybciej) oraz kukurydziane…chociaż podejrzewamy, że był to sprytny podstęp kosmitów żeby nas okraść z żelków. Faceci w czerni niestety nie przyjechali. Więc wszystkie żelki nagle zniknęły.
         Ponieważ byliśmy już bardzo najedzeni, to była przysłowiowa „grahamka z margaryną” przemierzyć kosmos i odległości między planetami (czym zajmowaliśmy się przez kilka czasoprzestrzeni).
         Później był obiad składający się z mięsa kosmitów w panierce ORAZ, tak jak ostatnio, owoce z drzewa bunga-banga. Chcielibyśmy bardzo użyć zwrotu ‘także’ lub po prostu ‘i’, ale przewodnik klubu reporterów, zakochany będąc w słowie ‘oraz’, zmusza nas do używania go. To samo próbował z ‘lecz’, ale mu się nie powiodło.
         Dalej już było gorzej. Zaczęło padać wiec nad nami zawisł precelkowy pytajnik. Lecz to nie przeszkodziło naszemu wędkarzowi Filipowi w złowieniu 7-iu sympatycznych rybek o które wszyscy się tłukli.
         Po kolacji która składała się z tego samego co śniadanie, oprócz klusek z cynamonem, których doceniliśmy, odbyła się narada w pawilonie w której każdy zadecydował w którym Kosmo-klubie się udzieli. W naszym klubie skromnych reporterów wzięli się z kraterów pan Jordanowski z ogrodów, pan Karaś z jeziora urwany i pani Dusińska zapierająca dech w piersiach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz